Brakowało mi czyjejś obecności...

Ktoś mnie ostatnio zapytał, czy przeszedłem już na buddyzm. Odpowiedziałem, że nie i nie zamierzam. Ale rozumiem, że to pytanie wynika z faktu, że nie ukrywam swojej fascynacji medytacją. I nie ma znaczenia, że praktykuję medytację chrześcijańską, bo to przecież i tak zen. W niektórych katolikach jest wiele lęku i nieufności. Z podejrzliwością patrzą na jakikolwiek dialog z duchowym wschodem, jakby chrześcijaństwo zrodziło się nad Wisłą. Wystarczy komuś przykleić etykietkę: „new age” albo „zagrożenie duchowe” i już się go ma z głowy. Ale czy o to właśnie chodzi w chrześcijaństwie? O szukanie wrogów czy budowanie mostów? O miłość czy lęk? O wolność czy konformizm? Pamiętam, że swego czasu prowadziłem z o. Łukaszem Kubiakiem rekolekcje w dialogu, on głosił, ja śpiewałem. Zaskoczył wszystkich w pewnym momencie, kiedy powiedział: „A może czujesz, że tu w kościele nie ma miejsca dla ciebie, może się dusisz, chcesz gdzie indziej poszukać swego szczęścia… Jeśli tak, to idź. Idź, ale nie zamykaj się na łaskę”. Dla mnie te słowa są istotą miłości. Kto kocha, ten daje wolność. Czy nie tak właśnie kocha Bóg, który dał nam wolną wolę? Taka miłość może boleć, gdy ktoś otrzymawszy wolność odchodzi. Ale smakuje też inaczej, gdy ktoś z własnego wyboru wraca. 

W tym miejscu zacytuję fragment wywiadu z podróżnikiem Markiem Kamińskim, który niedawno zakończył pielgrzymkę do Santiago de Compostela. Przeszedł 4000 km. Zaczął w Kaliningradzie, przy grobie Immanuela Kanta, zakończył przy grobie św. Jakuba. 

 „- Po latach zbliżył się pan do chrześcijaństwa? Mógł pan wybrać coś innego, np. buddyzm. 

- Gdy zacząłem medytować, myślałem, że w końcu znalazłem to, czego szukałem. Spędziłem miesiąc w klasztorze zen w San Francisco, ale czegoś mi brakowało. Myślę, że Jan Paweł II miał rację mówiąc, że tam gdzie kończy się droga zen i medytacja pustki, zaczyna się chrześcijaństwo i kontemplacja Boga. W medytacji brakowało mi czyjejś obecności. To ironia, że przez zen doszedłem do chrześcijaństwa, którego nie rozumiałem, przez 50 lat”. 

Write a comment

Comments: 1
  • #1

    *Bar (Thursday, 30 July 2015 21:34)

    Z tym wpisem kojarzy mi się Thomas Merton gdy mówił: „Jeśli pójdziesz do pustelni z niemym językiem, milczenie istot niemych podzieli się z tobą swoim spokojem. Ale jeśli wejdziesz w samotność z milczącym sercem, milczenie stworzenia przemówi do ciebie głośniej niż języki ludzi i aniołów. Milczenie języka i wyobraźni znosi bariery pomiędzy nami a pokojem stworzeń istniejących jedynie dla Boga, a nie dla samych siebie. Ale milczenie wszystkich nieuporządkowanych pragnień znosi przegrodę pomiędzy nami a Bogiem. Wtedy zaczynamy żyć tylko w Nim. Wtedy też nieme stworzenia mówią do nas już nie tylko swoim milczeniem. To Bóg mówi przez nie do nas, o wiele głębszym milczeniem ukrytym na dnie nas samych” The simple life. To jest dla mnie najlepszy argument za medytacją. Dla wszystkich, którzy chcą iść tą drogą Merton jest najlepszym przewodnikiem, to wręcz lektura obowiązkowa