To było letnie popołudnie, tuż po burzy. Wyszedłem z domku letniskowego mojej koleżanki, żeby pobyć sam nad jeziorem. Jezioro parowało. Na Mazurach powiedziano by, że „prało”, stąd nazwa Leśniczówki Pranie, którą tak uwielbiał Gałczyński. Ale to nie były Mazury tylko podwarszawska Wilga. Siadłem na brzegu i wpatrzony w niezmąconą, lustrzaną toń jeziora, zacząłem słuchać. Najpierw pojawił się rytm: tutu, tutu, tutu, tutu. To było jak bicie serca, ale z akcentem na ostatnie uderzenie. Potem pojawiły się słowa: przez zew, przez gniew, przez płacz, przez śmiech, do mnie mów. Słuchałem, a On mówił, podyktował mi całą piosenkę…
Write a comment
Małgosia (Thursday, 18 June 2015 20:34)
Zapraszamy nad Wilgę jeszcze raz może znów natchnienie przyjdzie z góry ;-)
Fanka od czasu: Walentynki Lubartów (Thursday, 18 June 2015 22:26)
Już rozumiem, dlaczego ta właśnie piosenka uwiodła mnie i przywiodła do grona Pana fanów.Po prostu metapoziom komunikacji od Ducha. Dzięki za ten wpis.
Joanna (Saturday, 20 June 2015 20:30)
W Praniu jest cudownie :) . Cudowna zieleń i cudowna cisza :) , po prostu cisza :))). Ja chyba właściwie miałam tam swój pierwszy występ :)- na drewnianej scenie pod gołym niebem :). To urocze miejsce i na samo wspomienie o nim moja dusza się raduje .
Dziękuję panu za nawiązanie do leśniczówki , to miłe że ktoś pamięta o tym miejscu :)
Joanna (Tuesday, 23 June 2015 11:41)
Kto gardzi karceniem , lekceważy swą duszę ,
kto słucha upomnień , nabywa bstrości.
Bojaźń Pańska jest karną mądrością ,
pokora poprzedza szacunek.
Prz 15 , 32-33.