Słysząc zwrot „21 gramów”, każdemu z nas przychodzą do głowy dwa skojarzenia: poruszający film o takim tytule oraz przedwojenne badania amerykańskich naukowców, którzy próbowali ustalić wagę ludzkiej duszy. Ważyli ludzkie ciała po śmierci i doszli do wniosku, że są one lżejsze o 21 gramów...

Te skojarzenia są słuszne, ponieważ płyta „21 gramów” Marcina Stycznia, jak mówi autor, to kawałek jego duszy. Płyta bardzo osobista (prawie w całości autorska) poruszająca najważniejsze dla każdego z nas problemy: miłości, sensu życia, poszukiwania siebie i Boga.

Płytę rozpoczyna piosenka „On”, napisana na początku studiów, która jest wyrazem młodzieńczego buntu, wewnętrznej niezgody na utratę: swojego domu rodzinnego, pierwszej miłości czy wreszcie wyobrażeń na swój temat. Ten bunt nie był jednak destrukcyjny, ale bardzo twórczy. To dzięki niemu pojawiły się pytania o sens tego wszystkiego, który odnajdujemy w piosence do wiersza wybitnego poety z Sanoka Janusza Szubera „Sens jaki?”. Szukanie sensu pobrzmiewa także w piosence „Mów do mnie mów”. Bo odpowiedzi dostajemy w różnych naszych doświadczeniach, nawet takich, których wolelibyśmy nie przeżyć. Ale to one pozwalają odpowiedzieć na pytanie: kim jestem?

Następne piosenki to powrót do korzeni, czyli do rodziców. Wielu współczesnych psychologów uważa, że współczesny człowiek cierpi, ponieważ bardzo często odcina się od swoich rodziców. A to jest tak naprawdę niemożliwe, bo każdy z nas nie tyle ma rodziców, co „jest swoimi rodzicami”. Te treści zostały wyrażone w „Piosence dla taty” i w dedykowanej mamie piosence „Bez korzeni nie ma skrzydeł”.

Otwierając się na rodziców, łatwiej też otworzyć się na miłość i na Boga. Stąd kolejne piosenki to: „Otwórzcie drzwi” oraz „Włącz serce”. Autor jest jednak daleki od prostych recept. W piosence autoironicznej „Ojojoj” rozprawia się ze swoim psychologizowaniem. Jakby chciał powiedzieć - teoria nie zawsze oznacza praktykę. Trudno słowami uzdrowić swoje wnętrze. Ważne jednak, by uświadomić sobie swoje wewnętrzne rozdarcie i tęsknotę za pełnią. To temat kolejnej piosenki „Niepodzielone”.

Tytułowa piosenka „21 gramów” to rozmowa z samym sobą, próba przełamania swoich wewnętrznych ograniczeń na drodze do wolności, spełnienia i szczęścia. Jednym z tych ograniczeń jest lęk przed prawdziwą bliskością, wyrażony w piosence inspirowanej duńskim filmem „Rekonstrukcja” - „Bo jeśli to miłość”. Miłość wydaje się jednak niemożliwa bez zwrócenia się do jej źródła, co następuje w piosence „Fala jest morzem”.

Wreszcie piosenki: „Wszystko będzie dobrze” - inspirowana polskim filmem o takim samym tytule oraz „Dziękuję i tak”, które pokazują zmianę nastawienia autora do świata i Boga. Już nie słyszymy pretensji jak w piosence „On”, ale dziękczynienie. Mistrz Ekhart kiedyś powiedział, że gdybyśmy dziękowali za wszystko, co nas dobrego spotyka w życiu, nie mielibyśmy czasu narzekać, a Dag Hammarskjoeld, szwedzki polityk i poeta w swoim „Drogowskazie” napisał, że prawdziwie wierzyć, to powiedzieć Bogu: „ Za wszystko, co było – dziękuję, na wszystko, co będzie – tak.

Atmosfera w czasie nagrań była wspaniała, czego dowodem może być bonus. A jest nim spontaniczny śpiew afrykański Sławomira Bernego przy własnym akompaniamencie:-). To jeden z muzyków (współpracujący na co dzień z Grzegorzem Turnauem), który nadał płycie wspaniały kształt. Gra na perkusji i instrumentach perkusyjnych prosto z duszy. W sekcji rytmicznej zagrał też - młody, ale wybitny basista - Maciej Szczyciński. Jego gra na kontrabasie i różnych gitarach basowych (w tym na basie gumowym w piosence „Bo jeśli to miłość”) to dowód niezwykłej wrażliwości, a także dojrzałości muzycznej, która przejawia się w stosowaniu słynnej zasady Stinga: „mniej znaczy więcej”. Kolejnym muzykiem, który ma wielki wkład w końcowy, kształt płyty, to (jak go nazywam) „poeta gitary” - Jakub Chmielarski. Jest wszechstronnym gitarzystą, na płycie gra na wszystkich rodzajach gitar w bardzo różnych stylistykach. Płyta nie miałaby tej głębi i przestrzeni, gdyby nie pianista Marcin Kuczewski. Skromny, ale niezwykle utalentowany. Szanujący dźwięk i prostotę. Porzucił muzykę klasyczną na rzecz rozrywkowej. Czy ta pierwsza straciła - niewiadomo, ale ta druga na pewno zyskała. Wielkie dzięki należą mu się zwłaszcza za aranżacje instrumentów smyczkowych. Płyta nie brzmiałaby tak, gdyby nie wspaniali realizatorzy: Andrzej Karp i Zbigniew Szmatloch (mistrzowie w nagrywaniu bębnów), Filip Krzemień (arystokrata pracy i dźwięku) oraz Bartek Kuźniak (maniak brzmienia i sprzętu z sygnaturą miliona dolarów).

I wreszcie gość, jedyna kobieta – Viola Brzezińska – wspaniała wokalistka, która zechciała przyjąć zaproszenie Marcina i zaśpiewała z nim piosenkę „Bo jeśli to miłość”.